Niemalże każdego miesiąca słychać coś o nowym, sensacyjnym odkryciu na Wyspach Brytyjskich. Tamtejsze tabloidy rozpisują się na temat ujawnionych skarbów, podkreślając rolę amatorów w ich odnalezieniu. Niemałe znaczenie ma również monetarna wartość znalezisk. Każda taka relacja napędza sprzedaż wykrywaczy metali i entuzjazm poszukiwaczy. Niektóre skarby, jak na przykład słynne saksońskie złoto, liczone są w milionach funtów, nie wspominając o niezwykłej wręcz wartości poznawczej dla nauki. W żadnym europejskim kraju nie ma aż tylu doniesień o tak sensacyjnych znaleziskach.
Co sprawia, że odkryć w Wielkiej Brytanii jest tak wiele? Czy faktycznie ziemia brytyjska kryje więcej skarbów niż jakakolwiek inna w Europie czy nawet na świecie? Aby odpowiedzieć na to pytanie powinniśmy najpierw przyjrzeć się brytyjskim przepisom, które decydują o tym, co dzieje się ze skarbem po jego znalezieniu oraz regulują kwestię aktywnego poszukiwania zaginionych lub celowo ukrytych zabytków.
Brytyjskie prawo dotyczące skarbów, tak zwany „Treasure Act”, ostatnio modyfikowane w 1996, mówi, że każdy znaleziony „skarb” należy do korony, czyli do państwa. Skarbem jest:
-
przedmiot nie będący monetą, starszy niż 300 lat, w którym złoto lub srebro (cenny kruszec) stanowi co najmniej 10% wagi,
-
jedna, z co najmniej dwóch znalezionych razem monet, starszych niż 300 lat, w których złoto lub srebro stanowi co najmniej 10% wagi,
-
jedna, z co najmniej dziesięciu monet, starszych niż 300 lat,
-
każdy przedmiot nie będący monetą, starszy niż 200 lat, który jest uznany przez państwo za obiekt podlegający specjalnej ochronie ze względów historycznych, archeologicznych czy kulturowych (chodzi tu najczęściej o artefakty prehistoryczne).
Osoba znajdująca skarb ma obowiązek zgłoszenia tego faktu do biura lokalnego koronera, jako urzędnika państwowego, w ciągu 14 dni od dokonania odkrycia, lub – i tu ciekawostka – od momentu, w którym odkrywca domyślił się, że to co znalazł może być skarbem. Koroner powiadamia następnie o fakcie odkrycia główne muzeum brytyjskie „British Museum” (jeżeli odkrycia dokonano na terenie Anglii), Narodowe Muzeum Walijskie (jeśli w Walii) lub Ministerstwo Środowiska (jeśli znalezisko pochodzi z terenu Irlandii Północnej). Prawo w Szkocji jest nieco inne, o czym wspomnę jeszcze w tekście. Sprawa wydaje się więc prosta i oczywista. Mamy w miarę precyzyjnie zdefiniowane pojęcie, co jest a co nie jest skarbem i co należy zrobić po jego odkryciu. Sytuacja w pewnym sensie podobna do tej z Polski, gdzie według przepisów skarb należy do państwa, a znalazca musi bezzwłocznie zawiadomić odpowiedni organ. W tym jednak miejscu podobieństwo się kończy. Przepisy brytyjskie mówią dalej, że koroner, oprócz odpowiedniego muzeum czy ministerstwa, powiadamia o fakcie odkrycia także wszystkie osoby, które potencjalnie mogą być z nim związane. A więc na przykład właściciela ziemi, na której skarb został znaleziony, czy każdą inną osobę zaangażowaną w proces odkrycia. Oficjalnie skarb należy już więc do państwa brytyjskiego, które teraz decyduje czy odkryty skarb trafi do któregoś z muzeów i jeśli tak, to czy to muzeum powinno wypłacić nagrodę znalazcom oraz innym osobom powiadomionym przez koronera. Dobrze, powiecie, przecież i w polskim prawodawstwie funkcjonuje system takich nagród. Owszem – tyle, że w brytyjskim przypadku specjalna, niezależna komisja ekspertów, decyduje o rynkowej wartości znaleziska i taką właśnie, wolnorynkową cenę ustala się jako nagrodę. Przepisy nie mówią też nic o nielegalności celowych i w pełni świadomych poszukiwań zabytków pod warunkiem, że te prowadzone są z pełną zgodą właściciela terenu
i poszanowaniem Kodu Poszukiwacza, rodzaju wskazówek wypracowanych wspólnie przez środowisko detektorystów, archeologów i rząd. W Anglii i Walii w roku 1997 ustanowiono specjalną instytucję o nazwie „Portable Antiquities Scheme” (PAS), która jest swoistą bazą znalezisk ruchomych i w każdym rejonie kraju ma swoich przedstawicieli, którzy są odpowiedzialni za kontakt z poszukiwaczami. Detektorysta znajdujący przedmiot zabytkowy, lub taki, co do którego nie ma pewności czy jest skarbem lub zabytkiem, może (nie musi) zgłosić swoje znalezisko do przedstawiciela PAS w swoim rejonie, który je opisze i wprowadzi do ogólnokrajowej bazy danych. Jeśli przedmiot zostanie uznany przez PAS za skarb, rozpoczyna się cała procedura opisana powyżej a jeśli nie, to zostaje on zwrócony znalazcy. W Szkocji PAS nie funkcjonuje i znalazca musi natychmiast zadeklarować swoje znalezisko władzom. Inaczej też przedstawia się sytuacja
z systemem nagród, ale o tym nie będziemy teraz pisać by skupić się na przepisach obowiązujących w reszcie kraju i by nie być przy tym posądzonym o powielaniu stereotypów na temat Szkotów.
Mamy tu więc do czynienia z systemem, który nie tylko nie karze poszukiwaczy zabytków, ale wręcz nagradza ich inicjatywę i pasję. Tym właśnie należy tłumaczyć ten niemal niezrozumiały wysyp skarbów w Wielkiej Brytanii. Jest to niezwykle liberalne i korzystne dla poszukiwaczy prawo, ale też takie, które przynosi państwu wymierne korzyści. Te niezwykłe i cenne odkrycia pozwalają bowiem historykom i archeologom na dokładniejsze badanie śladów przeszłości własnego kraju, nierzadko naprowadzając ich na zupełnie nieznane stanowiska archeologiczne. Wystawiane odkrycia przyciągają do muzeów zwiedzających i inspirują kolejne pokolenia badaczy. Także i nielegalne poszukiwania i rozkradanie stanowisk archeologicznych, choć te zjawiska nie są wyspiarzom obce, to funkcjonują jednak w marginalnym stopniu i są głośno i wyraźnie piętnowane przez świadomych praw i obowiązków poszukiwaczy. Według oficjalnych danych PAS1, co roku w Wielkiej Brytanii znajduje się blisko tysiąc skarbów rocznie, z czego około 10-30% znalazców rezygnuje z jakiejkolwiek formy nagrody, przekazując cały skarb wybranemu muzeum. Baza danych powiększa się rocznie o około stu tysięcy „nowych” zabytków ruchomych, o których istnieniu zapewne nikt by się nie dowiedział, gdyby nie niestrudzona praca armii poszukiwaczy
i zdroworozsądkowe podejście brytyjskiego rządu, stwarzające możliwość rejestracji znalezisk
w bazie danych PAS. Można się tylko zastanawiać, co by było, gdy taki system mógł funkcjonować w Polsce.
Oto kilka bardziej znanych brytyjskich skarbów, które tak potrafiły zawładnąć naszą wyobraźnią:
-
w 2001 roku Cliff Bradshaw, detektorysta z południowej Anglii, znalazł ten mający prawie cztery tysiące lat złoty puchar, za który otrzymał nagrodę w wysokości 270 tysięcy funtów.
-
w 2009 roku, podczas międzynarodowego zlotu detektorystów, na którym swoje spotkanie mieli też polscy poszukiwacze z klubu PHEC Thesaurus w ramach pierwszych „Poszukiwań Bez Granic”, 56 letni Brytyjczyk znalazł bogaty wyposażony grób saksoński.
-
w 2003 dwóch detektorystów wykopało unikalną celtycko-rzymską wazę, którą początkowo wzięli za zgniecioną puszkę Coca-Coli a która okazała się być jednym z najciekawszych i najważniejszych zabytków z czasów rzymskiej Brytanii.
-
w 2006 roku Michael Dark, 60 letni mechanik samochodowy, znalazł swoją pierwszą złotą monetę w ciągu 25 lat chodzenia z wykrywaczem. Tydzień później na tym samym polu odkrył łącznie 840 złotych celtyckich staterów, które muzeum w Ipswich kupiło za 316 tysięcy funtów.
-
w 1992 pewien farmer zgubił na swoim polu za domem młotek i wiedząc, że sąsiad posiada wykrywacz metali, poprosił go o pomoc w odnalezieniu narzędzia. W ten właśnie sposób, emerytowany ogrodnik Eric Lawes znalazł prawie 15 tysięcy srebrnych i złotych monet oraz ponad 200 sztuk biżuterii i kosztowności, w tym słynną srebrną “tygrysicę”. Największy rzymski skarb, jaki do tej pory odnaleziono.
Ilustracja: Marek Salamonowicz
tp://www.dcms.gov.uk/images/research/Statistics_Release_Treasure_and_Portable_antiques_2010-2011.pdf. Użyte 01/02/2013