Kiedy dokładnie miesiąc temu odwiedzałem katedrę Notre Dame w Paryżu, nawet przez moment nie przeszła mi przez głowę myśl, że kiedyś mogłaby ona ulec zniszczeniu. Właściwie jest to dziwne biorąc pod uwagę jak wiele wspaniałych i zabytkowych budowli, także w bliskim mi Gdańsku czy Brugii, przepadło niemal bez śladu. Notre Dame wydawała mi się jednak inna – majestatyczna, silna i wieczna, jak egipskie piramidy, które zdają się śmiać z upływającego czasu. Wczorajszy pożar pokazał dobitnie, że wszystko przemija. Nie wiem niestety ile z przedmiotów i zabytków z widocznych na zrobionych tak niedawno temu zdjęciach przetrwało katastrofę..
Przybyliśmy do Notre Dame specjalnie, niemal jak pielgrzymi, choć nie ona była naszym głównym celem. Chcieliśmy stanąć w tym samym miejscu, w którym równo 705 lat temu wydano wyrok na wielkiego mistrza zakonu templariuszy, Jakuba de Molay. To właśnie w drzwiach pięknej katedry, 18 marca 1314 roku rozegrał się przedostatni akt dramatu mnichów-rycerzy, od siedmiu lat torturowanych, więzionych i poniżanych w lochach francuskich zamczysk. Sprzeciw wielkiego mistrza, prostestującego przeciwko wielkiej niesprawiedliwości i krzywdzie która spotkała templariuszy, wykrzyczany tego dnia do wnętrza Notre Dame, miał zamknąć (w mniemaniu oprawców) niezwykłą historię tej organizacji. Wieczorem, na położonej nieopodal katedry wysepce, król Francji zamordował Jakuba de Molay. Z perspektywy czasu jakim dziwnym symbolem zdaje się być płonący wysoko w cieniu Notre Dame stos wielkiego mistrza, którego ostatnią prośbą przed męczęńską śmiercią była chęć spojrzenia raz jeszcze na “Naszą Panią”, świeżo wybudowaną katedrę Notre Dame..
Notre Dame zawsze była czymś więcej niż tylko budowlą. Umiejscowiona w samym sercu Paryża, dokładnie tam gdzie dawniej stała druidyczna świątynia zamieszkujących te tereny starożytnych Celtów, była symbolem trwałości Francji i składnicą jej niezwykłych skarbów. W kamieniu i szkle odwzorowano średniowieczną myśl i ówczesny sposób postrzegania świata, dziś pokazując nawet największym ignorantom, że ogólnie przyjęta opinia o “mrokach średniowiecza” i zacofaniu nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. To właśnie nie tylko strzeliste gotyckie łuki, ale przede wszystkim zaklęte w kolorowych szkiełkach obrazy sprawiały, że miejsce to było absolutnie wyjątkowe. Wciąż nie chcę uwierzyć, że nawet część tych niesamowitych witraży mogła po prostu zniknąć w płomieniach.. Pociesza świadomość, że uratowano sporo bezcennych zabytków, choćby mającą prawie 800 lat koszulę Ludwika Świętego, w której król uroczyście wniósł do Paryża koronę cierniową, jedną z najcenniejszych (ówcześnie na pewno także finansowo) relikwii Chrześcijaństwa. Jest też i polski akcent (pomijając polską kaplicę, także podobno nienaruszoną) – relikwiarz z fragmentem krzyża świętego, który król Jan Kazimierz całkowicie bezprawnie wywiózł z Polski po swojej abdykacji. Tego fascynującego zabytku, emocjonalnie niezwykle ważnego dla Władysława Jagiełły i od czasu Jagiellonów obecnego podczas koronacji polskich królów aż do “kradzieży” przez Jana Kazimierza w 1669, mimo wielu protestów dyplomatycznych nigdy nie udało się Polsce odzyskać. Może teraz, w zamian za potencjalną polską pomoc przy ratowaniu i renowacji Notre Dame, relikwiarz miałby szansę wrócić na Wawel? Raczej wątpliwe, ale czemu nie puścić wodzy fantazji? To właśnie wyobraźnia będzie teraz chyba najważniejsza bo musimy uwierzyć i wyobrazić sobie, że Notre Dame odzyska kiedyś swój blask, choć na pewno kolory jej witraży już nigdy nie będą takie same..