Warusie, oddaj mi moje legiony! Tak w roku 9 naszej ery, miał krzyknąć August, pierwszy cesarz imperium rzymskiego, na wieść o klęsce trzech rzymskich legionów w bitwie z Germanami na terenie dzisiejszych północno-zachodnich Niemiec. Bitwa tak tragicznie zakończona dla Rzymian, zmieniła losy imperium i w konsekwencji całej Europy. Ekspansja Rzymu na wschód została skutecznie zablokowana i cesarstwo musiało zwrócić swój chciwy wzrok w zupełnie innym kierunku. Trauma porażki była olbrzymia. Numery legionów XVII, XVIII i XIX, które uległy zagładzie, uznano za pechowe i nigdy więcej nie użyto ich w oznaczeniu rzymskiej formacji wojskowej. Cesarz August miesiącami snuł się załamany po pałacowych komnatach, aby w końcu stwierdzić, że Germanii nie da się zdobyć. Było to niezwykle ważne przesłanie, które zapamiętali także jego następcy, unikając jak ognia tematu samej bitwy oraz przeklętej krainy, w której się ona wydarzyła. Jak doszło do tak kolosalnej porażki, jak dotąd niezwyciężonych rzymskich legionów? Przyczyn oczywiście było jak zwykle wiele, ale można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że główną była zdrada.
Rzym rusza na wojnę
W roku 7 naszej ery, po wielu latach aktywnej kampanii wojskowej, rejon Germanii na wschód od Renu i na północ od Dunaju, został uznany za spacyfikowany i Publiusz Kwinktyliusz Warus, został wyznaczony na gubernatora nowej, rzymskiej prowincji. Pochodzący ze zubożałej rodziny rzymskich patrycjuszy, Warus cieszył się osobistą przyjaźnią Oktawiana, późniejszego cesarza Augusta, i to właśnie ta przyjaźń torowała mu drogę politycznej kariery. Zanim został wysłany przez Augusta do Germanii, był między innymi gubernatorem Syrii, gdzie wsławił się wprowadzeniem wysokich podatków i okrucieństwem w stłumieniu żydowskiej rebelii, krzyżując w Jerozolimie dwa tysiące powstańców. Mocny człowiek na właściwym miejscu, tak zapewne postrzegano w Rzymie nową funkcję Warusa. Zaufanym doradcą rzymskiego gubernatora był Arminiusz, syn wodza Cherusków, jednego z germańskich plemion, który w bardzo młodym wieku został wysłany do Rzymu jako zakładnik, mający zapewnić uległość Cherusków wobec nowych władców. Wychowany i wykształcony w Rzymie Arminiusz, nie stracił jednak swoich germańskich kontaktów i skrycie nienawidził Rzymian obiecując sobie, że pewnego dnia sytuacja się odwróci. Wykorzystał przyznane mu obywatelstwo rzymskie i tytuł szlachecki a także doświadczenie wojskowe – był dowódcą germańskich jednostek pomocniczych walczących dla Rzymian na Bałkanach – by wkraść się w łaski Warusa, oferując mu swoją fachową pomoc w rządach w Germanii. Późnym latem roku 9 n.e. Warus, wraz z trzema legionami, rozpoczął marsz z letniego obozu do kwater zimowych, gdy 25 letni Arminiusz przyniósł mu wieści o lokalnej rewolcie niektórych plemion germańskich. Zachęcony przez Arminiusza, Warus zignorował ostrzeżenia innych, sprzymierzonych z Rzymianami wodzów plemiennych w tym teścia Arminiusza i postanowił stłumić powstanie po drodze do zimowego obozu. Wiadomość o powstaniu, jego lokalizacji i liczbie uczestników, została sfabrykowana przez Arminiusza by wprowadzić Rzymian na nieznany im teren w czekającą tam zasadzkę. Poprowadzeni przez przewodników z plemienia Cherusków, Rzymianie weszli na teren niezwykle trudny, jednocześnie górzysty i podmokły, co doprowadziło do rozwinięcia kolumny marszowej na długości ponad 15 kilometrów. Sytuację pogarszała fatalna pogoda oraz błędy Warusa, który nie zadbał o właściwy rekonesans trasy.
Nie ma chwały w tym miejscu
Gdy Rzymianie dotarli do przygotowanego wcześniej miejsca zasadzki, na ich głowy posypał się grad strzał i z każdej strony ruszyli na nich zdeterminowani germańscy wojownicy. Dzięki swojej znajomości rzymskiej sztuki wojennej, Arminiusz doskonale wiedział jak i gdzie wykorzystać słabe punkty w rzymskich szeregach. Mimo niezwykle trudnej sytuacji, Rzymianom udało się wybudować ufortyfikowany obóz, do którego na noc schroniła się główna część armii. Rankiem Rzymianie przedarli się z okrążenia, ponosząc niezwykle ciężkie straty. Również forsowny nocny marsz nie pomógł legionistom i Germanowie ponownie zmusili Rzymian do skierowania się w jeszcze trudniejszy rejon wzgórza Kalkriese, w Lesie Teutoburskim, w pobliżu dzisiejszego miasta Osnabrück, gdzie zaplanowana została kolejna zasadzka. Tu właśnie, rankiem trzeciego dnia bitwy, legioniści znaleźli się na relatywnie płaskim terenie, który z jednej strony otoczony był stromym wzgórzem a z drugiej fortyfikacjami wzniesionymi naprędce przez Germanów, którzy mogli zza nich razić pociskami osłabionych Rzymian. Widząc, że sytuacja staje się beznadziejna, Warus wydał rozkaz frontalnego szturmu na germańskie umocnienia, jednak został on odparty i nastąpił potężny kontratak, praktycznie zmiatając resztki rzymskiej obrony.
Zastępca Warusa, legat Numoniusz Wala, postanowił ratować się ucieczką wraz z resztkami kawalerii i pozostawiając piechurów na pastwę losu. Germańska kawaleria jednak uniemożliwiła ten manewr i zlikwidowała uciekającą rzymską konnicę. Przerażony i załamany Warus popełnił samobójstwo rzucając się na własny miecz. Gest ten postanowiło naśladować wielu z jego oficerów, choć byli i tacy którzy walczyli do końca na czele swoich żołnierzy. Dopiero nocą trzeciego dnia umilkły echa bitwy, ale nie był to bynajmniej koniec cierpień Rzymian, którzy jakimś cudem przetrwali krwawą rzeź na zboczu Kalkriese. Setki schwytanych legionistów było przez kolejne dni składanych w krwawych ofiarach dla germańskich bogów. Rzymian przybijano do drzew, krzyżowano, a nawet gotowano w kotłach, jako rytualne potrawy. Poległo około 20 tysięcy Rzymian i tylko bardzo niewielu zdołało ukryć się w okolicznych lasach, by stać się wkrótce obiektem okrutnych polowań. Dopiero kilkadziesiąt lat później, za rządów Cesarza Klaudiusza, wykupiono z niewoli garstkę weteranów a ich opowieści o bitwie i jej pokłosiu budziły przez lata grozę wśród rzymskich obywateli.
Sześć lat po tych wydarzeniach, młody Rzymski dowódca Germanik, prowadzący nową kampanię w Germanii, znalazł się w pobliżu Lasu Teutoburskiego i zapragnął odwiedzić miejsce bitwy by oddać hołd poległym legionistom. Oczom żołnierzy ukazał się straszny widok. Tak opisuję tę scenę historyk Tacyt:
…Na otwartym terenie leżały wszędzie bielejące kości, rozrzucone tam gdzie żołnierze uciekali, zbite w gromady w miejscach gdzie stali i próbowali walczyć. Leżały tam też fragmenty oszczepów i końskich kończyn a także ludzkie czaszki, przymocowane do pni drzew. W pobliskich zagajnikach znajdowały się okropne ołtarze, na których Germanowie torturowali i zabijali naszych oficerów…
Germanik zebrał swoich dowódców i wydał rozkazy: „Zbierzcie wszystkie szczątki swoich poległych braci, od początku tego miejsca do końca, oczyśćcie cały ten teren, rozbierzcie miejsca kaźni i ołtarze, zanieście wszystko w jedno miejsce i wykopcie grób ze stosem pogrzebowym. Zapalcie płomień i niech duchy naszych braci znajdą wreszcie wieczny odpoczynek. Nie ma chwały w tym miejscu. Nie ma w nim czego czcić. Odejdźmy stąd czym prędzej i niech mgła czasu spowije na zawsze ślad jego istnienia.”…
Ostatnie życzenie Germanika miało się spełnić – przez niemal dwa tysiące lat miejsce bitwy pozostawało zapomniane i tylko niektórzy historycy spekulowali, gdzie mogło dojść do jednej z najważniejszych batalii stoczonych kiedykolwiek w Europie. Jej lokalizacja dalej pozostawałaby tajemnicą, gdyby nie przypadek i determinacja pewnego…brytyjskiego poszukiwacza. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Poszukiwacz skarbów na tropie tajemnicy
Jest rok 1987. 41 letni Tony Clunn, porucznik Armii Brytyjskiej, która miała w tym czasie sporo baz wojskowych na terytorium Niemiec, przydzielony zostaje do Królewskiego Pułku Czołgów, stacjonującego w Osnabrück. Brytyjski oficer ma dość specyficzne hobby – jest poszukiwaczem skarbów i w wolnym czasie używa wykrywacza metali by realizować swoją pasję. Jest świadom tego, że rejon w którym stacjonuje jego jednostka, był ciekawy i aktywny w okresie starożytności, zwłaszcza wojen Germanów z Rzymianami i na tym decyduje się skoncentrować w najbliższym czasie. Wiedząc, że każdy niemiecki „land” ma swoje specyficzne regulacje prawne dotyczące poszukiwań zabytków, zwraca się do archeologa okręgowego z pytaniem czy może używać wykrywacza w rejonie i czy mógłby mu on wskazać jakieś potencjalnie dobre miejsca na znalezienie rzymskich monet. Archeologowi spodobało się, że Brytyjczyk prosi o pozwolenie, chcąc działać całkowicie legalnie. Podszedł jednak dość sceptycznie do możliwości nowych odkryć, ponieważ choć stare źródła wspominały o znajdowaniu, najczęściej w trakcie prac rolnych, w okolicach znacznych ilości srebrnych a nawet złotych monet rzymskich, od wielu lat nie było żadnych nowych zgłoszeń. Wskazuje jednak kilka możliwych do przeszukania miejsc, właśnie w oparciu o stare źródła i mapy. Obaj panowie decydują, że jedno z ostatnich znalezisk, rzymski denar znaleziony w 1963 roku przez młodego chłopca w pobliżu pewnego skrzyżowania polnych dróg, zasługuje na bliższe zbadanie. Tony, uzbrojony w swój ulubiony wykrywacz marki „Fisher 1265X”, rusza na rekonesans i w ciągu kilku godzin znajduje trzy monety z czasów cesarza Augusta. Reszta, jak mówią, jest historią. W ciągu najbliższych tygodni i miesięcy lubiący srebro Fisher, daje sygnał za sygnałem, ku uciesze swojego posiadacza i zdumieniu archeologa, który nie mógł się spodziewać tak niesamowitych rezultatów w wykonaniu amatora i w dodatku obcokrajowca. W ciągu trzynastu lat swojej pracy na stanowisku archeologa okręgu Osnabrück, nie widział niczego podobnego. Wkrótce archeolodzy zdecydowali, że znaleziska których w okolicy były już setki, w tym oprócz monet, charakterystyczne ołowiane pociski proc używane przez rzymskie jednostki pomocnicze, fragmenty instrumentów medycznych, itd., tworzą dość jednolity obraz pozwalający na rozpoczęcie wykopalisk. W ciągu następnych lat znaleziono tysiące brązowych, srebrnych i złotych monet rzymskich, wśród których były także te z wybitym oznaczeniem „VAR” – oficjalnym znakiem rzymskiego gubernatora i nieszczęsnego wodza trzech legionów, Publiusza Kwinktyliusza Warusa, niezliczone ilości części uzbrojenia, ekwipunku legionistów, specjalistycznych przyrządów medycznych, kosmetycznych, biżuterii a nawet złoty samorodek, który po badaniu okazał się być rezultatem pracy rzymskiego jubilera.
Żadne jednak znalezisko nie zrobiło na wszystkich tak dużego wrażenia jak wspaniale zachowana, posrebrzana maska paradna z twarzą przypominającą nieco znane podobizny cesarza Augusta. Do którego z oficerów należała? Czy walczył w niej sam Warus, symbolicznie przedstawiając w ten sposób władzę cesarską na podbitych ziemiach? Znaleziono ją zaledwie kilkanaście centymetrów pod powierzchnią pola, które dziś uznaje się za centrum bitwy i miejsce ostatecznego starcia Rzymian z Germanami.
Oprócz budzących podziw znalezisk były też inne – potężne ilości ludzkich i zwierzęcych szczątków, przypominając o tragicznej stronie wydarzeń w Lesie Teutoburskim.
Oczywiście nie możemy stwierdzić dziś do kogo należą dane szczątki, ale wiemy że Arminiusz zbeszcześcił ciało Warusa, odcinając mu głowę, którą wysłał do wodza innego plemienia Germanów, zachęcając go do przystąpienia do antyrzymskiego sojuszu. Ten jednak wolał trzymać z potężnym Rzymem i odesłał głowę gubernatora Augustowi, który pochował ją z honorami. Rzymianie wrócili tylko dwukrotnie do Lasu Teutoburskiego. Obie ekspedycje prowadził młody Germanik, w którym wielu upatrywało nowego cesarza. Pierwszy, opisany wyżej raz, przyniósł uprzątnięcie terenu i pochowanie szczątków większości rzymskich żołnierzy. Drugi był już zamierzonym odwetem, w którym Germanik starł się z Arminiuszem w nierozstrzygniętej jednak bitwie. Choć Germanik odnosił poważne militarne sukcesy, cesarz Tyberiusz uznał, że wojny w Germanii są zbyt kosztowne i odwołał kampanię. Arminiusz zmarł w kilka lat po tych wydarzeniach, nie mogąc przekonać zbyt wielu wodzów plemiennych do swoich planów. Najprawdopodobniej został otruty na skutek intrygi rodzinnej.
Poszukiwacz Tony Clunn, otrzymał z rąk królowej Elżbiety II tytuł szlachecki w uznaniu swojego odkrycia i po przejściu na emeryturę zamieszkał w bliskiej odległości od pola bitwy.
Dzisiaj na miejscu starcia tzw. Varusschlacht wybudowano imponujące muzeum o modernistycznym kształcie, nawiązującym do rzymskich budowli militarnych, na które składają się dwa budynki ze stałą ekspozycją oraz bardzo duży teren wokół, pozwalający wyobrazić sobie ukształtowanie terenu dwa tysiące lat wcześniej i skomplikowaną chronologię samego starcia. Teren jest świetnie zorganizowany z dobrze wytyczoną trasą zwiedzania, do której prowadzą ułożone na ziemi metalowe tablice, opisujące przebieg konfliktu a całość uzupełniają pokazane miejsca gdzie znaleziono najważniejsze zabytki, oraz próba rekonstrukcji germańskich umocnień.
Muzeum spełnia też rolę bardzo aktywnej placówki badawczej, w której archeolodzy dalej prowadzą wykopaliska a także specjalne projekty eksploracyjne. W 2010 roku zaangażowano do pomocy grupę kilkudziesięciu poszukiwaczy-wolontariuszy, którzy przy użyciu wykrywaczy metali odkryli kolejne ślady bitwy. Rola poszukiwaczy, a zwłaszcza Tonyego Clunna, w odkryciu i rozwoju wiedzy na temat bitwy w Lesie Teutoburskim i generalnie archeologii pól bitewnych, jest absolutnie nie do przecenienia. Gdyby nie pasja poszukiwawcza Brytyjczyka i dobra wola niemieckiego archeologa, który otworzył się na współpracę z amatorem, z pewnością dalej spekulowalibyśmy o ostatecznym miejscu tej przełomowej bitwy. Poszukiwacze i pasjonaci mogą także czerpać inspirację z powyższej historii wiedząc, że takich spowitych w mgle czasu i zapomnianych miejsc, czekających na nowych odkrywców, nie brakuje w Europie.
Muzeum i Park Kalkriese znajduje się przy Venner Straße 69, D – 49565 Bramsche-Kalkriese, w pobliżu Osnabrück, Niemcy. Czynne jest przez cały tydzień, zwykle od 10-18. Koszt wstępu to 7.50 Euro dla osoby dorosłej i 4.50 dla dzieci poniżej 16go roku życia oraz osób uprawnionych do zniżki.
Tekst: Igor Murawski, ilustracje: archiwum autora